> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Amerykańska Liga Sprawiedliwości: Najbardziej niebezpieczni (niepotrzebni)

Chronologicznie następująca po „Shazamie!” oraz rozgrywająca się między trzecim i czwartym tomem „Ligi Sprawiedliwości”, „Amerykańska Liga Sprawiedliwości: Najbardziej niebezpieczni” przedstawia kulisy formowania się nowej superbohaterskiej drużyny i buduje podwaliny pod crossover „Wieczne zło”. Nowy Green Lantern, Vipe, Katana, Catwoman, Marsjański Łowca Ludzi, Stargirl, Hawkman i Green Arrow – tak prezentuje się skład, który ma w razie potrzeby stawić czoła Największym Ziemskim Herosom. Realny plan czy pobożne życzenie amerykańskiego rządu?



Niewątpliwym plusem albumu pisanego przez Geoffa Johnsa (który wyrasta na architekta New 52/Nowego DC Comics, maczając palce niemal w każdym tytule i projektując crossovery) i wspomaganego przez Matta Kindta oraz Jeffa Lemire’a (autora cudownych „Opowieści z Hrabstwa Essex”) jest ukazanie w pełnym blasku herosów drugiego planu. Miło zobaczyć przygody postaci, które dotychczas stały w cieniu swych bardziej popularnych kolegów. Komiks drużynowy rządzi się jednak swoimi prawami – najwięcej miejsca dostają i tak popularni już Marsjański Łowca Ludzi oraz Catwoman, reszta jest jedynie dodatkiem, bardziej wyeksponowanym (Green Arrow, Stargirl) lub mniej (cała reszta drużyny).

Fabuła nie grzeszy oryginalnością. Album otwiera długa ekspozycja pokazująca formowanie się drużyny, po której następuje pretekstowo umotywowana nawalanka z superłotrami, w tle mamy wielką tajemnicę, a wszystko uzupełnia wymuszony element humorystyczny – ukwiecone onelinerami dyskusje bohaterów. Najciekawiej prezentują się retrospekcje ukazujące przeszłość Marsjańskiego Łowcy Ludzi. „Najbardziej niebezpieczni” to typowy zapychacz, coś, co śmiało można potraktować jako element promocyjny czwartego tomu „Ligi Sprawiedliwości”, w której dojdzie do konfrontacji między trzema Ligami.

Warstwa graficzna jest zupełnie przeźroczysta przez fakt, że pracowało nad nią aż dwudziestu czterech (24!) rysowników. Większość z nich nie prezentuje niczego ciekawego, kopiując styl Jima Lee, będący od kilku lat wyznacznikiem, jak mi się wydaje, „porządnej, amerykańskiej kreski”. Oczy nie puchną od patrzenia, ale zachwycać się też nie ma czym.

„Najbardziej niebezpieczni” pozostawiają niedosyt. Powiedzmy sobie szczerze: to średnia historia, pozbawiona krzty oryginalności, z wymuszonym humorem i całą gamą niewykorzystanych postaci. Sprawdza się jako wstęp do czwartego tomu „Ligi Sprawiedliwości”, po który sięgnę z chęcią. Niniejszy album polecam natomiast wszystkim fanom seriali „Arrow” i „The Flash” ze stacji CW – znajdą oni tu mnóstwo znajomych postaci, m.in. Firestorma, Cisco Ramona, czy (nową wersję) Atoma.

Ocena: 5/10


Ostatnio na blogu:

Brak komentarzy: