> expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 29 września 2015

Lucky Luke - najzabawniejszy kowboj na Dzikim Zachodzie


Na okładce seledynowego tomu Lucky Luke jest zdziwiony. Usta układa w charakterystyczne „o”, wybałusza oczy, a kapelusz podskakuje mu na głowie. Podczas lektury szóstego już zbiorczego tomiku przygód kowboja szybszego niż jego własny cień czytelnik nie będzie zdziwiony. Dostanie dokładnie to, czego oczekiwał, jeśli tylko kiedykolwiek wcześniej spotkał się z chudym kowbojem i jego gadającym rumakiem Jolly Jumperem.
 




W Dwudziestym pułku kawalerii Luke musi pogrzebać topór wojenny między żołnierzami z tytułowego garnizonu a plemieniem Czerwonoskórych. Pakt pokojowy zostaje zerwany, gdy zaczynają ginąc należące go Indian bizony, a podejrzenie pada na kawalerzystów pod dowództwem rygorystycznego pułkownika Mac Straggle. Goscinny wyśmiewa żołnierzy z ich doskonale sprecyzowanym planem dnia, hierarchią oraz zwyczaje Indian - m.in. znaki dymne, sposób mówienia.

Eskorta to opowieść, w której pierwsze skrzypce gra Billy the Kid. Luke musi odprowadzić go przed oblicze sprawiedliwości, w tym celu przemierzą niemały kawał Dzikiego Zachodu, a gdzie się nie pojawią imię Kida będzie budziło strach. Tym razem humor opiera się głównie po postaci młodocianego przestępcy, Goscinny czerpie z jego legendy, która budziła trwogę na wschód od Missisipi. Ponadto doskonale ogrywa fizyczność bohatera, jego niski wzrost i młody wiek będą przyczyną wielu slapstickowych gagów.

Na koniec zostają Zasieki na prerii. Tym razem chudy kowboj znajdzie się między młotem a kowadłem musząc pogodzić hodowców bydła i farmera, który wymarzył sobie pole w miejscu spędu krów. To najmniej spektakularna z przedstawionych historii, choć ciągle zabawna. Tak jak i w innych albumach, tak i tu Goscinny trawestuje znane i rozpoznawalne motywy z bogatej – a przede wszystkim bogato zmitologizowanej – historii Dalekiego Zachodu. Nie obejdzie się bez kąpieli w smole i pierzu, napadu na dyliżans i pojedynku na rewolwery na opustoszałej ulicy. Drapieżna, ekspresyjna kreska Morrisa, postacie o karykaturalnej anatomii i niespodziewanej mimice twarzy w połączeniu z naprawdę zabawnym scenariuszem dostarczają czytelnikowi wielu zabawnych scen i gagów. Polecam jak zawsze, Lucky Luke nigdy się nie nudzi, choć przecież zawsze kończy się tak samo.


8/10



Ostatnio na blogu:

Brak komentarzy: