XIX wiek i pierwsza dekada
kolejnego stulecia na Dalekim Zachodzie to prawdopodobnie jeden z najbardziej
zmitologizowanych okresów w historii Stanów Zjednoczonych.
Mitologizacja dalekiego Zachodu zaczęła się jeszcze w XIX wieku za
sprawą tak zwanych „powieści wagonowych” (ang. dime-novels). Była to
niskiej klasy literatura za równie niską cenę, przeznaczona do zabijania
czasu w podróży. Powieść wagonową kupowało się na dworcu za bezcen,
czytało w przedziale i tam też zostawiało dla innych podróżujących. Były
to błahe, schematyczne i do bólu przewidywalne historie wypełnione
tanią akcją.
Oczywiście powstawały również poważniejsze pozycje utrwalające mit
Dzikiego Zachodu – mowa tu głównie o pełnych romantyzmu książkach Marka Twaina i literaturze przygodowej Karola Maya. Przede wszystkim jednak archetypiczny wizerunek tamtego okresu utrwalił się w popkulturowej świadomości zbiorowej dzięki Hollywood. Western
to najbardziej amerykański ze wszystkich filmowych gatunków, w dużej
mierze dzięki miejscu akcji. Już w kinie niemym stawiano na
widowiskowość opowieści o kowbojach, zaś między 1939 a 1960 rokiem
(złoty okres dla gatunku w kinie amerykańskim) filmy m.in. Johna Forda i
Howarda Hawksa, w których nierzadko występował John Wayne, były laurką
dla tamtych czasów oraz dzielnych, sprawiedliwych szeryfów, kowbojów czy
żołnierzy konfederacji. Nawet w późniejszych antywesternach obecna była
charakterystyczna ikonografia, bez której dziś nie wyobrażamy sobie
Dzikiego Zachodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz